Różewicz Tadeusz - GłosyI Było tyle słów obojętnych i ostrych i na twarzach tylko grymas dzień teraz trudniej nam przeżyć niż naszym rodzicom przerażenie i rozdarcie chłeptanie życia gorączkowe strąceni niedojrzali z otwartymi ustami ociekamy krwią I nie było pory rozkwitania. II Było rozdarcie nienawiść niechęć wzajemna i grymas był zaułek ślepy i płaskie twarze murów dziobate od salwy wywalani z bydlęcych wagonów stado pędzone razami i rykiem a obok tylko łapy psów łapy psów łapy psów Ja wiem nie trzeba tak ja wiem ja wiem ale kiedy przyjaciel wyciągnie rękę zasłaniam głowę jak przed ciosem zasłaniam się przed ludzkim gestem zasłaniam się przed odruchem czułości. III "Suche nasze głosy kiedy szemramy cicho i naiwnie jak wiatr w wyschniętej trawie lub szczurze łapki w rupieciach naszych pustych piwnic..." Poeci którzy wymierzyli swe życie łyżeczką od kawy są jak ubranka ptaków po dwa albo futrzane ubranka zwierząt które lśnią i spływa po nich woda kiedy zamykają drzwi tam wewnątrz jak gipsowe figury ze słodkimi uśmiechami idiotów mówią "prawda? co to jest prawda?" wznoszą oczy do nieba wzruszają ramionami a są to stworzenia które mają po dwa języki dwa oblicza i sztuczne wnętrzności kręcą się dokoła na kręgosłupach obracają płaskie twarze na kręgosłupach wieje wiatr wieje wiatr przyciskam powieki piszczą moje oczy rozbiegane miękkimi pyskami dotykają mojego serca ← Wstecz |